25 maja 2014
25 maja 2014
Mamy długi amerykański Memorial DayWeekend. Przedwczoraj sąsiedzi ścięli ogromne 3 konarowe drzewo, które po ostatniej burzy po części się połamało i zwaliło im się na dach garażu i auta. Ale nie chcieli tego drewna i uzgodniliśmy, że ja go wezmę. Wynajęli serwis z ogromnym dźwigiem i wszystkie pniaki wylądowały u nas. Będzie opał na ogniska na bardzo długi czas. Ale jest tego tak dużo, że chłopaki będą to musieli rąbać przez kilka tygodni. A dziś niespodzianka. Okazało się bowiem, że dzięki koledze Jasia uwiniemy sie z tym szybciej, bo ma on specjalną maszyne do rąbania nawet dużych kawałków drewna. I od jutra rana chłopaki będą brać się do roboty. Ponieważ najstarszy syn miał na weekend sam zostać w swoim domu, bo synowa, jak mi wczoraj powiedzieli pojedzie z maluchem do swojej cioci, więc wysłałam do niego wiadomość z zaproszeniem na śniadanie. Ale Piotrek nie odpowiadał. Kiedy rozmawiałam o tym z najmłodszym synem Jasiem, ten mi powiedział, że przecież oni mieli razem pojechać do Wisconsin. A mnie mówił co innego. No, ale może w ostatniej chwili zmienili plany i mi o tym nie zdążyli powiedzieć, choć zawsze mówią mi o swoich wyjazdach.
Pod sam wieczór dostałam od Piotrka wiadomość z przesłanym zdjęciem jakichś bardzo wysokich zielonych gór i ogromną doliną. No, na pewno nie był to krajobraz sąsiedniego stanu. A potem foto z palmami, plażą i wielką wodą i wreszcie z napisem „Aloha, welcome to Hawaii”. Nawet mu odpisałam z pytaniem, czy nie zwiedza jakiegoś muzeum i fotografuje jakieś obrazy. A on odpisuje do nas i Jasia też: „Jasiek to już KONIEC, bo już nie zrobisz NIC. Ostatni samolot odleciał ci o 3 PM, a jutro o 5 AM jestem na ALASCE. 49... and 50 . Tajemnica roku wreszcie ujawniona. Czekam na telefony z gratulacjami”.
W ubiegłym roku na blogu pisałam o tym, odnośnie wyprawy motocyklowej Jasia na Alaskę, jak to moi synowie rywalizują ze sobą w zdobywaniu stanów USA. I okazało się, że właśnie Piotruś za namową swojej żony Emilki, potajemnie przed nami wyleciał na Hawaje, a potem leci na Alaskę i w rezultacie zostaje w rodzinie pierwszą osobą z zaliczonymi 50 stanami USA. A Jaś z 49 stanami i Grześ z 47 też się szykowali do wyprawy. A ja mam dopiero 34. Kiedy ja je pozaliczam? Chyba na emeryturze. W każdym bądź razie, każda wyprawa to oczywiście zwiedzanie atrakcyjnych miejsc i to w dość szybkim tempie. Piotruś jest w tym specem. I nikt się na takich wyjazdach nie nudzi.