26 lipca 2011
Czas szybko ucieka i to, na co czekaliśmy, jest już wspomnieniem. Dużo piszę, ale fakt, nie wszystko przenoszę na blog.Minęły trudne tygodnie zapowiadające anomalie pogodowe. Wszystko, choć o 2 dni przesunięte w czasie, ale było. Kilkoro moich znajomych ich znajomych zignorowało sobie zachowanie ostrożności i dzwonili potem do mnie, że ich podtopiło i stracili kika dni na wynoszenie mokrych dywanów i różnych rzeczy. Niektórzy byli bez prądu nawet kilka dni. Wysiadała elektronika i w kilku sklepach nie działały kasy, więc je zamknięto.U mnie woda zalała cały rów odpływowy, bo poziom w dodatkowym przyrzecznym kanale przekroczył swój próg. Na swojej działce, na szczęście tylko 1 dzień, chodziłam tylko po kostki w wodzie. Na lotnisku O’Hare, gdzie pracuje mój syn w jednym z tych huraganowych dni, było chyba najgorzej. Wiatr powiał z prędkością ponad 80 mil na godz. To były sekundy-opowiadał Piotruś-zobaczyłem potężną zieloną chmurę i wiedziałem, że zbliża się tornado. Zdążył krzyknąć do swoich pracowników, aby uciekli do budynku lub schowali się, gdzie mogą. Większość wbiegła do samolotu i ledwie zamknęli drzwi, a wszystko zaczęło fruwać, palety, beczki itp. Samolotem tak silnie trzęsło, że bali się, iż się coś może urwać. Jeden mężczyzna nie zdążył sie schować za już otwieranymi drzwiami budynku i lecąca paleta przygniotła go do ściany. Miał złamane nogi w pięciu miejscach. Dwóch innych schowało sie do Vana. Szyba wybita przez lecącą beczkę, rozbijając się poraniła dotkliwie oczy jednemu z nich. Jeden pusty samolot został przez fruwające rzeczy wręcz zbombardowany i jak się okazało, siła wiatru przesunęła go o 15 metrów. Pasażerów ewakuowano do podziemnych pięter.To wszystko się działo w ciągu dosłownie 30 sekund, opowiadał mój syn, i było przerażające. Nie mogę zrozumieć tych wszystkich ludzi, którzy żyjąc z własnego wyboru w strefach zagrożenia tornadem, w chwili alarmu nakazującego ewakuację, nie chcą opuszczać swojego domu. To idioci -mówił- ludzie bez wyobraźni igrający z życiem. Zresztą moja pogodowa przepowiednia, że lato będzie mokre daje się jeszcze we znaki, bo w weekend w Chicago napadała rekordowa ilość wody: 8 inchy w ciągu 3 godzin. Niektórzy beztroscy kierowcy jadący na lotnisko O’Hare, zamiast znależć okrężny dojazd, chcieli przejechać przez totalnie zatopione ulice i w efekcie ich pasażerowie z walizkami w rękach musieli brnąć na piechotę w wodzie po kolana. W wielu domach, jak opowiadali moi znajomi ich basementy wyglądały, jak baseny.Mieliśmy też kilkanaście dni z bardzo wysoką temperaturą. W ubiegłym tygodniu na moim termometrze zabrakło skali. Było w słońcu ponad 50 stopni C, czyli ponad 120 stopni F, a w cieniu 40 st. C. Mam nadzieję, że wreszcie się wszystko na jakiś czas unormuje.Dziękuję za troskę i pytania o kotka Plastusia. Jest już dobrze. Lekarz weterynarz ze zrozumieniem podszedł do mojej walki o uratowanie, jak się okazało, totalnie pogryzionej łapki. Chciał ją całą amputować. Powiedziałam mu kim jestem i co robię. Po tygodniu zabiegów kotkowi zeszła cała martwa skóra i widać było tylko żywe mięśnie. Po 2 tygodniach łapka już się regenerowała, ale trzeba było amputować 2 zgryzione paluszki. Plastuś, choć na 3 łapkach, bo jedną miał przez jakiś czas zabandażowaną, wyrywał sie na dwór i bardzo sprawnie się poruszał. Jak to zwierzęta potrafią sobie poradzić. A ile razy mam klientów, którzy przychodzą do mnie na zabiegi z powodu braku aktywności fizycznej i nie mogą wykrzesać z siebie woli, aby cokolwiek zrobić. Liczą tylko na masaże i moją pracę energiami. Po skończonej serii zabiegów zjawiali się po około pół roku ponownie. Było bardzo dobrze, mówili mi, ale nie chciało im się podtrzymywać tamtej kondycji i choć troche poćwiczyć.